sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział pierwszy, część trzecia: Walczenie



- Jestem Jimmy, słoneczko – poprawia mnie, jakby imię robiło z niego człowieka. W moich oczach nie ewoluuje. Wciąż pozostaje tą samą bestią, co wcześniej.
- Wypuść mnie – powtarzam łamiącym się głosem, wbijając paznokcie w skórę dłoni. Pragnę poczuć ból fizyczny, bo to coś ludzkiego, a brak mi wszystkiego, co ludzkie. Szumi mi w głowie, chcę zasnąć, zapomnieć, że on tutaj jest, że ja tutaj jestem. Poddaję się nerwowym reakcjom organizmu, drżę i pocę się, oddycham z trudem. Przez dosłownie sekundę udaje mi się skupić na pulsującym bólu pod czaszką i jest to nadzwyczajnie uśmierzające. Zrobiłabym to drugi raz, ale nie potrafię, więc znów zostaje mi mętlik, bałagan, syf.
            Próbuję odczytać z jego twarzy o czym myśli, lecz zamiast odpowiedzi dostaję tylko więcej pytań. Zbliża się do mnie i wiem, że to nie oznacza nic dobrego. Instynkt samozachowawczy każe mi uciekać, ale nie mam gdzie, więc tylko kulę się bardziej pod ścianą, zupełnie jakbym chciała w nią wsiąknąć. Chcę. Chcę wsiąknąć w tą ścianę, w podłogę, w sufit. Chcę przedostać się gdziekolwiek indziej, bo tam będzie światło, nadzieja. Tutaj wszystko mnie rozprasza, począwszy od chłodu, a na fakturze podłogi kończąc. Czuję jak moja przestrzeń osobista zostaje naruszona przez obce ciało: dłonie przecinają powietrze gładko, bez żadnego problemu, a za nimi pojawiają się stopy, klatka piersiowa, twarz.
Pachnie miętą. Przypomina mi ziołowe herbaty, które namiętnie pijam wieczorami i automatycznie zaczynam pałać do nich nienawiścią. Kręci mi się w głowie od tego zapachu, bo w normalnych okolicznościach byłabym nim zachwycona, a teraz stać mnie tylko na niechęć i wrogość. Ta wzmaga się w momencie, w którym mężczyzna pochyla się do przodu i łapie mnie za ramię. Zamieram, a on mnie wącha. Przykłada nos do moich włosów i wciąga powietrze do płuc.
Zostaw mnie.
Zostaw mnie.
Zostaw mnie.
            Kłębiące się myśli uniemożliwiają mi poruszenie. Mój umysł i ciało są jednością, zupełnie nad nimi nie panuję. Jestem więźniem samej siebie i nie mogę wyrwać się ani sobie, ani jemu. Krzyk grzęźnie mi w gardle, a wraz z nim zbiera mi się na wymioty. Udaje mi się je powstrzymać, ale za nimi przychodzi szloch, który w końcu przerywa ciszę. To z kolei sprawia, że wszystkie filary utrzymujące mnie w relatywnie dobrym stanie psychicznym pękają. Zaczynam się szarpać, wyrywać, krzyczeć i gryźć. Kopię go w piszczele, rzucam się jak przy napadzie padaczkowym i wydaję z siebie dźwięki, o których istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia. Nie ma znaczenia, że próbując mnie przytrzymać, wyrywa mi z głowy całe pukle włosów. Nie liczę się z zadrapaniami i siniakami. Muszę stąd uciekać. Szybko. Teraz. Natychmiast.
- Przestań się ruszać, dziwko! – syczy przez zęby. Rośnie w moich oczach, pęcznieje mu w oczach zło i chęć zniszczenia mnie na drobne kawałki.
            Bije mnie. Najpierw otwartą dłonią po twarzy, później zaciśniętą pięścią w brzuch. Zanim zdążę zareagować, trzyma już w dłoni kawałek drewna. Nie obchodzi mnie skąd go wziął ani od czego pochodzi. Ważne, że ciosy w moich kierunku stają się gwałtowniejsze, bardziej agresywne. Jest mi słabo. Ból odbiera mi zmysły: wyłącza na dźwięki, otacza ciemnością. Nie ma mnie.
***
            Zdaję sobie sprawę z tego, co się dzieje, dlatego nawet nie próbuję unosić powiek. Muszę zacisnąć zęby, żeby nie krzyknąć. Boli mnie całe ciało i nie wiem czy przyczyna leży w uderzeniach, które zaserwował mi zanim zemdlałam, czy w nim, wchodzącym we mnie brutalnie. Zadowala się moim ciałem, bierze co tylko mu się podoba. Nie mogę zareagować; zżera mnie bezsilność, bo jestem zbyt zmęczona, zbyt rozbita, by choćby powiedzieć nie.
Błądzi gorącymi, spoconymi dłońmi po moim brzuchu i piersiach. Pozostawia czerwone pręgi na obojczykach i dobiera się do pośladków, przyciskając się do mnie mocniej. Dyszy mi do ucha. Ten dźwięk nie ustaje. Krąży w mojej głowie jak słońce po swojej orbicie, nawet kiedy mężczyzna milknie ostatecznie, dochodząc w moim wnętrzu. Nagły spazm uniemożliwia mi nabranie do płuc powietrza, jednocześnie uświadamiając tego skurwysyna, że jestem przytomna.
Wychodzi ze mnie bez słowa. Nie patrzy na mnie, opuszczając piwnicę. Dwa razy upewnia się, że zamknął drzwi. Leżę w bezruchu, z dłońmi na swojej szyi. Chcę zacisnąć na niej palce, udusić się w tym momencie i nie myśleć o tym, co właśnie się stało. Nie czuję się na siłach, by wstać, dlatego wymiotuje tuż obok siebie, w tym samym czasie płacząc i przeklinając. Kulę się w sobie, chowam głowę między kolanami i tracę zmysły
Jestem ofiarą porywacza. Jestem ofiarą gwałciciela. Jestem ofiarą przebrzydłego sadysty. Nie mogę znieść żadnej z tych myśli ani tym bardziej świadomości, że nie są wcale wytworem mojej wyobraźni, tylko rzeczywistością, spowijającą mnie tu i teraz. Chcę wyrwać swoje wnętrze z tego brudnego ciała i wysłać je jak najdalej stąd. Patrzę na swoje obolałe dłonie, dotykam nimi twarzy, szyi, klatki piersiowej, brzucha, bioder, ud, kolan, łydek, stóp. Dotykam wszystkiego, co mogę dotknąć, co od tej pory jest jego, a nie moje. Zniszczył mnie.
Czy można zwalczyć zło, które nie pochodzi od nas? Czy człowiek jest w stanie wpłynąć na cudze czyny, dobrać się do ich początków i odciąć przewody? Jak ja mam się trzymać jako jedność, skoro jest mnie teraz tyle tysięcy?
Przeklinam Jimmy’ego. Następne kilka godzin przemija na naprzemiennym wyzywaniu go, nienawidzeniu i maltretowaniu przedramion paznokciami. Przekonuję się, że wciąż żyję. Ból nigdy nie jest na tyle otępiający, by go nie czuć. Co jakiś czas wymiotuję, a kiedy nie w żołądku niczego, co można byłoby zwrócić, wypluwam z siebie żółć, ślinę i żołądek sam w sobie. Nie wiem czy bardziej chcę uciec stąd, czy z mojej głowy. Wszędzie jest źle, wszystko zrzuca na mnie cierpienie. Przeraża mnie nawet płytkość własnego oddechu. Nabranie do płuc powietrza jest szczytem wszelkich moich umiejętności. Zepsułam się.
Myślę o Jenny. Gryzę ręce z bólu, wyję bezgłośnie i próbuję przywołać ją do siebie wspomnieniami. Widzę jak przesuwa swoją drobną dłonią po moim policzku i przekonuje mnie, że jest doskonałą kucharką, mimo że obie doskonale zdajemy sobie sprawę, że jajecznica to wszystko, na co ją stać. Później całuje mnie w usta, popycha w stronę łóżka i szepce do ucha, że będę mogła jej smakować aż zdrętwieje mi język. Siada mi na biodrach i krzyżując moje szczupłe nadgarstki, pochyla się nade mną, by złożyć delikatny pocałunek na grdyce, a następnie linii szczęki. Obcałowuje każdy dostępny skrawek mojej skóry, na sam koniec pozostawiając wargi, do których przylega ściśle.
Wypełniam się tym wspomnieniem. Pozwalam by jej chrapliwy od podniecenia głos całkowicie wyeliminował szumiące rury i moje wściekle bijące serce. Chcę, by zabrał mnie do zupełnie innego świata, gdzie nie ma złych ludzi, brudnych ciał i zapachu stęchlizny. Uspokaja mnie wyimaginowany dotyk na podbrzuszu, wyimaginowane wytrzymasz, dasz sobie radę, wyimaginowany uśmiech, wyimaginowane kocham Cię.
Opuszkami palców przesuwam po najbardziej obolałych częściach ciała. Nie mogę zobaczyć jak wyglądam, zdaję się na dotyk. Najgorzej ma się mój brzuch i głowa. Twarz mam pokrytą we krwi. Zaschnięta posoka pokrywa mi włosy, lewy policzek, wargi. Czy można przywyknąć do bólu i nienawiści? Czy dokonanie tego oznaczać będzie równe wyniszczenie, co u naszego oprawcy?
Przeraża mnie ciemność, bo odnajduję w niej cały mój strach. Jest namacalny, zepsuty, skisły. Nie widzę go, ale się nim dławię. Moje gardło pokryte jest przerażeniem, ściska je i uniemożliwia mi szloch. Bez łez płaczę i ubolewam. Niszczę wszystko, co budowałam przez lata. Te dłonie w mroku zaciskające się na moich ramionach, wysysające ze mnie wszelkie chęci do dalszej walki. Wymiotuję własną niemożnością do zadbania o siebie, swoją głupotą i lekkomyślnością, swoją naiwnością, idiotyzmem.
- W co Ty się wpakowałaś, mała? – szepcę do samej siebie, udając że to Jenny. Gryzę lewe przedramię i tłumię w nim jęk, płacz, krzyk. Rozpacz wylewa się ze mnie każdym otworem.

Trzeba było długo czekać, ale moje życie jest w kawałkach. Pisanie i składanie go w jedną całość to trudne zadanie.

6 komentarzy :

  1. Yeess. Jestem pierwsza;)
    No co tu dużo pisać. Widzę tekst poprzetykany co wyraz emocjami. Dłuugo czekałam na cz.3 i cieszę się, że taki suprajz przed świętami;)
    Dałam linka mojej koleżance z kl i oczywiście też była zachwycona, bo odczuła wszystko to, co myślę, próbowałaś przekazać. Ja z resztą też.
    Czekam baaardzo niecierpliwie na nexta, łataj życie szybciutko.
    Pozdrawiam gorąco, Lara ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny rozdział... z każdym następnym zdaniem moje ciało zaczęło drżeć, a serce przyśpieszało... na prawdę masz talent w opisywaniu uczuć, tak, że czytelnik czuję je na sobie. :) Pozdrawiam, Bunko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pochłaniałam ten rozdział bardzo szybko, niestety nie trwało to długo, bo opko jest krótkie. Za krótkie jak dla mnie... Chcę więcej, pragnę wiedzieć jak to się dalej potoczy i czy w końcu jakieś światełko w tunelu zapali się dla naszej bohaterki. Weny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, zazwyczaj jest tak, że nudzą mnie opowiadania, w których dialogów jest jak na lekarstwo. Ten rozdział to głównie opisy, a mogłoby być ich więcej. I i tak bym się nie nudziła. Uwielbiam, gdy pisarz zwraca uwagę na uczucia i emocje, gloryfikuje szczegóły. I sam motyw też mi się podoba. Brutalni mężczyźni to dobry materiał na opowiadanie. Coś o tym wiem, heh.

    Kończę może ten komentarz, bo pewnie niezbyt składny i logiczny mi wyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lara była pierwsza, ja jestem ostatni ale to chyba nie ma większego znaczenia skoro oboje czytamy ten sam rozdział...? A co to za rozdział? Dialogów znowu właściwie nie ma, są za to opisy mentalnego chaosu. Chaosu który oddajesz w bardzo realistyczny sposób łącząc go jednocześnie z tworzeniem postaci Jimmy'ego. Jimmy aniołem nie jest i w mojej opinii sytuacja jaką tu przedstawiłaś potrafiłaby złamać nie jednego "osadzonego"

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Głupio mi jest napisać jak bardzo tekst mi się podoba, gdy jest on stekiem cierpienia. Ale wciąż, jestem pełna podziwu dla sposobu w jaki to wszystko opisujesz. Emocje aż wylewają się pomiędzy zdaniami, a ja właśnie na to liczę.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy