Jenny jest
pijana. Uwieszona mojego ramienia, zaczepia obcych ludzi, czego nie zrobiłaby w
stanie trzeźwości. Nie hamuję jej, bo sama za dużo wypiłam i mogę jedynie
obserwować jej zmagania z wszechobecną obojętnością reszty imprezowiczów.
Wydaje mi się, że przemykamy pomiędzy nimi jak widmo, kierując się ku wyjściu;
całkowicie niewidzialne, istniejące tylko dla siebie. Pławię się w tym uczuciu,
dumna i spokojna. Wychodzimy na zewnątrz i przystajemy, chłoniemy jak gąbki
nocne powietrze, swoją obecność, bliskość. Wyślizguję dłoń z uścisku, żeby wyciągnąć
z torebki papierosy i kiedy zaciągam się po raz pierwszy, zaczyna kręcić mi się
w głowie. Ogarnia mnie lekki niepokój, który znika niemal natychmiast, gdy
tylko znów czuję chłodne palce splatające się z moimi.
Niedługo zacznie
świtać. Jestem wykończona całonocnymi tańcami i alkoholem, a myśl, że za
niespełna cztery godziny mam przyjąć w studiu pierwszego klienta, napawa mnie
obrzydzeniem do świata, a przynajmniej tej cząstki, w której ludzie
rzeczywiście zjawiają się punktualnie na czas. Odprowadzam Jenny pod sam dom.
Przez chwilę stoję w nią wtulona, milcząca. Znów przeklinam się w duchu, że
remont mojego mieszkania przeciąga się w czasie i musimy jeszcze mieszkać
osobno. Jej usta wynagradzają mi niecierpliwość. Smakuje piwem, ale zupełnie mi
to nie przeszkadza. Odwzajemniam pocałunek, a kiedy brak powietrza zmusza mnie
do oderwania się od niej, rozumiem czym jest słabość ludzkiego ciała.
Fizyczność jest tak paskudnie ograniczająca.
- Zadzwonię
jutro – mówię cicho, wprost do ucha Jenny, po czym odwracam się niechętnie i
ruszam pustą ulicą w stronę własnego mieszkania. Obracam się jeszcze dwa razy.
Za pierwszym, walczy z zamkiem. Za drugim, już jej nie ma. Uśmiecham się pod
nosem, chowam ręce do kieszeni i przyspieszam kroku, dopiero teraz odczuwając
jaka to mroźna noc.
Wszystko jest
uśpione. Ja również powoli oddaję się temu uczuciu i choć wiem, że tego nie
zrobię, wciąż dopada mnie wyobrażenie własnego ciała, pogrążonego we śnie
tutaj, na ulicy. Kusząca opcja, która wymagałaby jednak pewnych wyrzeczeń,
takich jak jutrzejszy obiad, gdyż nie byłoby mnie nań stać, jeśli
zrezygnowałabym z pracy na rzecz drzemki w środku miasta. Absurdalność mojego
pijackiego umysłu dopada mnie i chichoczę pod nosem, co nie zdarzyło mi się od
dłuższego czasu. Zrzucam to na alkohol, jak zwykle zresztą, gdy nie jestem
zadowolona z własnych działań bądź zachowań. Całkiem rentowne wyjście.
Żeby nie
zasnąć na stojąco, wizualizuję sobie przed oczami uśmiechniętą twarz Jenny.
Omamiona jej urodą, zwalniam kroku, bojąc się przewrócić na ziemię. To
pornografia w najczystszej postaci, budzić we mnie tak głębokie odczucia,
zakrawające nawet o fizyczne reakcje, drżenie, palpitacje. A to tylko myśli!
Tylko zlepek wszelkich wspomnień z nią związanych! Jej działanie ma dużo
szerszą gamę wszelakich odzewów z mojej strony, niżeli można byłoby
przypuszczać. Jestem oszalała na punkcie tej rudowłosej piękności. Żałuję
niezmiernie, że nie potrafię w żaden sposób opisać, co skrywają jej zielone,
kocie oczy. To niebywałe, jak bardzo można zawrócić komuś w głowie, wypełnić
człowieka po brzegi swą obecnością. Odczuwam pełnię jej istnienia w sobie,
jakbyśmy dzieliły ten sam organizm. Oddech, serce bijące w jednym rytmie,
dłonie sunące wzdłuż kręgosłupa, usta rozciągnięte w uśmiechu; rozrywa nas
spójność, a później zespala na powrót w całość. Czy to piwo spożyte w ilościach
niemalże niepokojących, czy może odkrywam wielką tajemnicę miłości? Marzę o tym
by cofnąć się o kilka ulic i wylądować w ramionach mojej ukochanej. Odsunęłabym
na bok rutynowe działania, pracę, żeby tylko tę noc móc spędzić u jej boku.
Zatopiłabym się w tej przyjemności po brzegi, zatraciła całe swoje jestestwo,
byle pomiędzy urywanymi oddechami, przekazać jej, co czuję. Ta chęć powraca
zawsze, gdy muszę się z nią rozstać.
Przechodzę na
drugą stronę ulicy w nieoznakowanym miejscu, chcąc przyspieszyć choć odrobinę
drogę do domu. Skręcam w kolejną ulicę z rzędu, mijam sklep spożywczy i pocztę,
co przypomina mi o konieczności zapłacenia rachunków. Przyziemne sprawy tak
łatwo giną w świecie pełnym pokus, który przyciąga do siebie jak magnes, wabiąc
mnie kobiecymi kształtami, kubkiem kakao przy kominku czy bukietem kwiatów.
- Przepraszam
bardzo! – Serce podskakuje mi do gardła, gdy tylko z rozmyślań wyrywa mnie
męski głos. Uspokajam oddech, jednocześnie wzrok kierując na mężczyznę, który
właśnie wystawia głowę z samochodu. Posyłam mu pełne oburzenia spojrzenie,
mając nadzieję, że zrozumie iż wystraszył mnie na śmierć. Ten jednak nic sobie
z tego nie robi, uśmiecha się uprzejmie, jakby zaczepianie ludzi w środku nocy
było całkowicie normalne.
- O co chodzi?
– pytam ponaglająco, chcąc jak najszybciej oddalić się w kierunku mieszkania.
Nie czuję się swobodnie rozmawiając z obcym człowiekiem, szczególnie mając
świadomość ilości alkoholu we własnej krwi.
- Czy ma może
pani przy sobie telefon? Mój rozładował się jakiś czas temu, a to naprawdę
pilna sprawa – tłumaczy i jakby na potwierdzenie własnych słów, pokazuje mi
wygaszony wyświetlacz.
Przytakuję,
dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że to niezbyt rozsądne wyjście. Mogłabym
już oddalać się w stronę domu, gdybym tylko skłamała. Zamiast tego jednak,
wyjmuję z torebki telefon komórkowy i podaję go mężczyźnie, który właśnie
wychodzi z samochodu. Opiera się o maskę, numer wykręca z pamięci i przykłada
aparat do ucha. Przestępuję z nogi na nogę, wzrok skupiając na ciężkich butach
nieznajomego. Staram się nie podsłuchiwać rozmowy, lecz wychodzi mi to
nadzwyczaj marnie, jako że ten warczy do słuchawki, robiąc wrażenie niezwykle
niebezpiecznego w obyciu. Może nawet trochę obłąkanego. Ogarnia mnie ulga,
kiedy pada dość nieprzyjemne pożegnanie.
Widzę, że mężczyzna
jest zażenowany obecnością świadka swojego wybuchu, co zdradza mi i nerwowe
drapanie się po głowie, i zaciskanie zębów na dolnej wardze, hamujące
przepraszający uśmiech. Trwa to tylko moment. Chwilę później wyciąga w moją
stronę dłoń, z zamiarem oddania telefonu, a kiedy chcę go złapać, czuję jego
palce na swoim nadgarstku. Rejestruję upadający aparat dokładnie w tym samym
momencie, w którym zakrywa mi usta drugą ręką.
Ogarnia mnie
panika. Nie jestem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, więc wierzgam
bezradnie nogami, chcąc uwolnić się z uścisku. Nie mam żadnych szans i
uświadamiam to sobie w momencie, gdy jego potężne ciało przygważdża mnie do
maski samochodu, wydzierając dech z piersi. Szarpię się jednak, kopię, łokcie
wpycham pod żebra, a w odpowiedzi dostaję tylko kilka słów, które sprawiają, że
nieruchomieję.
- Wykonaj
jeszcze jeden ruch, a cię zabiję.
Słucham go od
razu. Śmiertelna powaga w głosie mojego napastnika mówi mi, że groźba jest jak
najbardziej realna. Próbuję złapać oddech, ale jego dłoń skutecznie mi to
uniemożliwia. Do oczu cisną mi się łzy bezsilności, które hamuję już chyba
tylko siłą woli. Szmacianka lalka, którą stałam się tak nagle w ramionach
obcego mężczyzny, musi sprawiać mu przyjemność, bo słyszę zadowolony pomruk.
Ten przeraża mnie bardziej niż wszystko, co stało się do tej pory. W głowie
pojawiają mi się tysiące myśli, a każda kolejna bardziej koszmarna. Zalewa mnie
fala trzeźwości, bo oto jestem targana w stronę tyłu samochodu i nachodzi mnie
straszliwa wizja tego, że zostanę zabita bez względu na to, co zrobię. Zaczynam
więc na nowo bezskuteczną próbę wyrwania się z uścisku. Daremne próby kończą
się jedynie uderzeniem w twarz, które na kilka sekund całkiem mnie
unieszkodliwia.
Bagażnik jest
ciasny. Tak samo zresztą jak moje gardło, ściśnięte przez strach. Już nie
panuję nad łzami, które mnie zalewają. Czy to jest koniec? Zginę z ręki
szaleńca, słuchającego podczas jazdy Beatlesów? Wiem, że muszę się uspokoić,
jeśli chcę mieć jakiekolwiek szanse na ucieczkę. Biorę głębokie oddechy, staram
się ustawić w jak najbardziej dogodnej pozycji, co wcale nie jest proste, ze
względu na wciąż poruszający się pojazd. Nie mam pojęcia jak długo jedziemy.
Wydaje mi się, że mija cała wieczność, zanim samochód w końcu staje. I choć
przez strach wiotczeją mi mięśnie, gdy tylko klapa się otwiera, wszystkie siły,
jakie jeszcze mi poznały, wkładam w dłonie, wbijające się teraz boleśnie w
twarz napastnika. Przez chwilę rzeczywiście mam nadzieję, że paznokcie mogą
mnie stąd wyswobodzić.
Potem znów
jestem paskudnie niewinna, skazana na łaskę tego mężczyzny, który z dziecinną
łatwością krępuje mi nadgarstki i dociska do swojej klatki piersiowej. Na jego
policzkach widnieje kilka świeżych ran, co jednak nie wydaje się go w ogóle
obchodzić. Zdzieram sobie gardło krzykiem, dopóki nie wsuwa mi do ust jakiejś
starej szmaty. Wypuszcza mnie z objęcia, łapie za włosy i ciągnie za sobą,
świadom swojej wyższości. Ból rozchodzi się po całym moim ciele w tempie
ekspresowym. Włóczę z ledwością nogami, jakbym dopiero uczyła się chodzić. Nie
mam siły już się opierać. Uprzytamniam sobie jak bardzo jestem bezbronna w
stosunku do porywacza, jak wielką władzę ma nade mną i jak niewiele mogę
zrobić. To wszystko powoduje, że wydaję z siebie żałosny jęk, całkowicie
niekontrolowany.
Tak bardzo się
boję, Jenny.
~
Rozdział podzieliłam na trzy części. Trochę dlatego, że jestem zbyt leniwa, by napisać wszystko na raz. Inne powody nie są tak kluczowe. W każdym razie, początek został zaprezentowany. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem. Zachęcam do pozostawienia swojej opinii i tym razem.
Z niecierpliwością czekałam na następny rozdział. Mimo samego opisu wydarzeń oczyma bohaterki, tekst nie nudzi. Co jest rzadkością. Początkowy opis wracania z imprezy, przypomniał mi o tych wszystkich powrotach z imprez słyszalnych za mojego okna w godzinach późno nocnych. Ile to się można dowiedzieć nawet, jeśli jest to pijana angielszczyzna.
OdpowiedzUsuńOch, biedna Max... Nic innego tylko kastrować takich! Ale, jeśli Jimmy istnieje i jest wśród żywych, to może on ją uratuje?
No nic, trzeba będzie poczekać na kolejne części. Weny życzę :)
Pozdrawiam, Cherrshire
Rozdział jest o wiele bardziej "przyziemny" od prologu. Na początku podczas tej cudnej sielanki, którą mi zaserwowałaś, zastanawiałam się tak właściwie co możesz mi zaserwować po pięknych opisach. Opis dnia w pracy? Płacenie rachunków? Wszystkie możliwości jakoś mi za nic nie pasowały. No i doszłam dalej. Czytając początek o mężczyźnie, zastanawiałam się gdzie go jeszcze wpleciesz - w moim mózgu była już wizja, w której jedna z dziewczyn się w nim zakochuje i jest jeden wielki dramat ALE to by było za proste dla Ciebie. Ty musiałaś tu walnąć porwanie i oczywiście skończyć w najmniej odpowiednim momencie ( ale to taki chwyt marketingowy, ja wiem ). Szykuj się bo mam zamiar Cię maltretować o nowy rozdział najszybciej jak się da. Tytuł rozdziału jest całkowicie niewidoczny nie wiem czy zauważyłaś. Ale to się nie liczy. To tylko mały mankament.
OdpowiedzUsuńŻyciowa pizda czy jakoś tak.
Twoja narracja pierwszoosobowa jest mistrzowska! Jeszcze używasz czasu teraźniejszego, więc czytelnik (w moim przekonaniu) czuje się tak, jakby był w głowie głównej bohaterki, widział jej oczami, słyszał jej uszami, każdy czynnik odbierał dokładnie tak, jak ona to odbiera.
OdpowiedzUsuńJak w prologu myślałam, że Jimmy jest kimś, kto ją zdradził, a kto wcześniej był jej bardzo bliski, tak teraz wydaje mi się, że to właśnie tym porywaczem jest Jimmy, z którym później nawiąże bliższy kontakt, może przez niego spojrzy inaczej na świat albo uzależni się od niego na tyle, że, gdy w końcu przestanie być jego zakładniczką, załamie się, wpadnie w depresje i takie tam.
Ogólnie coraz bardziej wciągam się w Twoją historię i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
Zgadzam się :)
UsuńCzytam dopiero teraz... niestety nie znalazłam wcześniej czasu by zacząć czytać twojego bloga, ale już wszystko nadrobiłam. Historia jest dość straszna. To porwanie i okrutność tego człowieka. Lubię takie klimaty, dlatego mimo wszystko bardzo mi się podoba. Jestem ciekawa co teraz czeka naszą bohaterkę. A było tak pięknie... Powodzenia z kolejnym rozdziałem. ; 3
OdpowiedzUsuńGenialne too!!
OdpowiedzUsuńNo już po prologu wiedziałam, że to będzie świetne i nie zawiodłam się;)
Pisz dalej, piiiiisz, nie daj się lenistwu!!
Twoi fani czekają^^
Pozdrawiam, Jasmine ;3
Masz taki talent do pisania,że nie można tego opisać.Jak dobrze że mi powiedziałaś o tym blogu,będę czytać.Zawsze :*
OdpowiedzUsuńZgadzam się z opinią komentatora wyżej - narracja pierwszoosobowa w zestawieniu z czasem teraźniejszym świetnie Ci wychodzi i daje przyjemne wrażenia podczas czytania. Sama sytuacja ubrana w ładny kombinezonik słów nadaje temu rozdziałowi dobry klimat. Czekam na część dalszą i przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale mam pewne problemy z organizacją czasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
(Sinusoida-Emocji)
Bardzo fajne opowiadanie! :) tak ja wyżej w komentarzu uważam, ze świetnie opisujesz dane sytuacje :) http://kolorowozakreceni.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWoW....Już dawno nie widziałam tak dobrego opowiadania...Czekam na ciąg dalszy *.*
OdpowiedzUsuńO ile pierwszą połową rozdziału pierwszego jestem zachwycona to od momentu tej całej szamotaniny mój zachwyt maleje. Jakoś tak szybko to zeszło. Wiem, że pewnie chciałaś, aby wyglądało to dynamicznie i nie ma co tam pchać jakichś większych emocji bohatera, ale czegoś jest tu za mało.
OdpowiedzUsuńAle pierwsza część rozdziału - rewelacyjna! Relacja Jenny i głównej bohaterki bardzo mi się podoba, uroczo opisana. Bardzo ładnie piszesz i widać po twoim stylu, że nie zaczytujesz się w nastolatkowych powieściach tylko faktycznie w czymś znacznie lepszym.
Pozdrawiam.